Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tem polu nie może jej spotkać żadna porażka lub upokorzenie. W innych zaś wszelkich kwestyach, choć owe „porażki i upokorzenia“ były wyłącznie płodem jej imaginacyi, bo nikt jej nie dał uczuć tego, czuła jednak swą niższość intelektualną, a zarazem kojarzyła ją jeszcze w swej wyobraźni z pojęciem o niższości pochodzenia, i drażniła ją myśl sama, iż ktoś jej miłość własną dotknąć może.
Nigdy jeszcze w życiu nie było jej tak spieszno opuścić salon cioci Zuzi, aby się udać do ustronnego, więcej niż skromnego pokoiku matki, który stanowił jakby odrębny zupełnie światek.
I Stasia, którą raziło tu nieraz wszystko, począwszy od spłowiałego dywanu na ścianie, przedstawiającego potwornego tygrysa, niebotycznego stosu czerwonych poduszek, lichtarza, zaimprowizowanego z tykwy, kart zatłuszczonych i olbrzymiej pończochy z szafirowej bawełny, która stanowiła wiecznotrwałą robotę pani Cembrzyckiej, — dziś, rzecz dziwna, powitała te wszystkie akcesorya z takiem wrażeniem ulgi w duszy, jakby po wielkiej burzy lub niebezpieczeństwie znalazła się znowu w cichym porcie, bezpieczna i od goniących ją mar daleka. A stara Cembrzycka, wlazłszy z nogami na drewniane swe łoże, przykryte mozajkową kapą, z drobnych zrzynków perkalu złożoną, stawiała zatłuszczonemi kartami kabałę i właśnie kończyła ją, szepcząc do siebie sakramentalne: