Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

warzystwie studentów udały się do ogrodu. Stasia nie mogła iść z nimi, gdyż ciocia Zuzia dała jej właśnie gospodarskie zlecenie, polecając też pozamykać do szafki owoce i słodycze. Stasia, uwijając się jeszcze koło stołu, goniła zarazem wzrokiem dwie pary, idące zwolna cienistą aleją. Nagle brwi ściągnęła i zmrużyła powieki, bo coś niby łza zakręciło się w oku. Wypadek zdarzył, iż właśnie Stefan towarzyszył Zosi.
Ten widok widocznie zranił serce dziewczęcia.
— Co mnie to obchodzi?... — mówiła sobie i wzruszyła ramionami lekceważąco; a jednak obchodziło widocznie więcej, niż sądziła, bo ręka, w której trzymała kompotyerę, tak zadrżała, że o mały włos nie upuściła jej na ziemię.
A tymczasem studenci wysilali się z początku na rozmowę dość banalną, lecz powoli, gdy pierwsze lody prysły, zaczęto żartować potrosze, i wkrótce zapanował ów nastrój swobodny i harmonijny, jaki na tle wiejskiej ciszy i pogody mimowoli do sera młodych się wkrada.
Eliza nie mogła się dość nacieszyć wszystkiem, co ją otaczało, i nie wiedziała, co więcej ma podziwiać. Zachwycały ją kwiaty, motyle, słodka woń lip rozkwitłych, najrozmaitsze odcienia bujnej zieleni — wszystko sprawiało jej radość niezmierną.
Młode grono zwiedziło kolejno ogród kwiatowy i owocowy, gdzie znaleźli ową gruszę,