Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ale w wyrazistych oczach Elizy, utkwionych w okno, dojrzał naraz tyle zachwytu i miłego zdziwienia, że zrobił sobie cichaczem uwagę:
— Ta chyba pierwszy raz w życiu podróżuje! No, proszę!... I gdzie się to takie naiwne wychowało?...
On sam miał w gruncie duszę poetyczną i na piękności przyrody wrażliwą, ale widział już tyle w swem życiu, iż był więcej wymagającym, a przytem zależało to zupełnie od nastroju, w jakim się znajdował.
Dziś fizyczne zmęczenie odbierało mu najzupełniej możność podziwiania czegobądź na tym najlepszym ze światów; myślał z przyjemnością o tem, iż za parę godzin będzie u celu podróży i że w wiejskiem zaciszu, daleki od chaosu i gwaru, które mu sen od powiek odpędzały, będzie mógł spać, spać... ach! spać...
Bezsenność trapiła go od dłuższego już czasu, oddziaływując fatalnie na humor i usposobienie, — nie dziw więc, że w obecnej chwili marzenia jego w tak prozaicznej objawiły się formie.
W takiem usposobieniu podróżni zbliżali się do ostatniej stacyi kolei.
Panie Skalskie niespokojnie wyglądały przez okna wagonu, chcąc się zapewnić jak najprędzej, czy są już konie? czy się znajdzie tragarz do szybkiego zabrania rzeczy? pociąg bowiem zatrzymywał się na stacyi zaledwie kilka minut. Ela z pudełkiem od kapelusza w jednej, a ko-