Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jego, w połączeniu z pretensyą do elegancyi, stanowiła zabawną mieszaninę. Wąsiki nosił butnie nastroszone, jaskrawe krawaty i kołnierzyki wedle ostatniej mody; śmiejąc się zaś, ukazywał dwa rzędy białych, niezmiernie dużych zębów.
A nic nie było łatwiejszego, jak rozśmieszyć Turczyńskiego. Śmiał się serdecznym, dziecinnym jakimś śmiechem, który działał rozweselające na jego towarzyszy. Lubili go zresztą niezmiernie, gdyż miał bardzo dobre serce, nie liczył się nigdy z groszem, miał zupełnie dosyć na własne potrzeby, więc pożyczał chętnie każdemu, kto się do niego udawał; nieraz całą miesięczną pensyę rozdał w ten sposób od razu, zanim wyszedł z biura. Śmiano się cichaczem z jego wymowy, gdyż nie wymawiał paru liter; on jednak, obojętny na to, czy treść czy forma tego, co mówił, budziły wesołość słuchacza, zaśmiewał się po prostu, widząc uśmiech na czyjejś twarzy. Mniej wymagające panny na wydaniu uważały go za nadzwyczaj sympatycznego i miłego chłopca — zwykle bowiem gdzie się zjawił Turczyński, robiło się od razu gwarno i wesoło. Wprost już miał szczęśliwą fizyognomię, działającą dobrze na otoczenie.
On zaś mawiał o sobie z pewnym dobrodusznym a zarazem wyrażającym wielkie zadowolenie z siebie wyrazem twarzy:
— Jestem psystojny, z dobłej łodziny, płacu-