Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Powiedz mi: czy to twój koncepet, czy Zosi?...
— Daję słowo, tatusiu, że ani mi się śniło o tem, by stąd wyjechać. Zosia pokazywała mi list ciotki, z którą w niespodziance dla mnie ułożyła ten projekt.
— No, to dobrze — odparł weselszym tonem; — myślałem, że może przedstawiłaś mnie wobec Skalskich jako tyrana, który cię do małżeństwa z niekochanym człowiekiem zmusza. Bo to wam, pannom, zawsze fiu fiu w głowie!... Zaraz uciekać z domu, u obcych przeciw swoim szukać obrony... Już ja to wiem!
Horoszkiewicz miał tę słabostkę, że udawał domyślnego wtedy nawet, kiedy żadnych tajemnic nie było do odgadywania.
— Zapewniam cię, tatusiu — rzekła Ela, podnosząc na ojca swe duże, szczerze patrzące oczy, — że chociaż z Zosią, jesteśmy w wielkiej przyjaźni, nawet jej o zamiarach Turczyńskiego nie wspomniałam ani słowa. Nie uważam za stosowne chwalić się tem i nie chcę, aby kto obcy wiedział o osobistych, mnie tylko dotyczących sprawach.
— To masz rozum! — zawołał zupełnie udobruchany Horoszkiewicz. — Trzeba ci wiedzieć, że Skalska, chociaż niezła kobieta, ale strasznie ploteczki lubi; byłaby zaraz w miasteczku niepotrzebna gadanina, ośmieszony zaś konkurent