Przejdź do zawartości

Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

teraz cichy, pochylony nad szklanką herbaty, mieszając w niej łyżeczką zawzięcie, chociaż jeszcze wcale słodzoną nie była.
Horoszkiewicz wrócił w wybornym humorze, bardzo serdecznie powitał Zosię, ożywiona przy stole wszczęła się rozmowa. Domowi przestali zwracać uwagę na chorego, do którego bierności nawykli, on zaś od czasu do czasu swe rozszerzone oczy przenosił na Zofię i zdawał się słuchać uważnie, gdy mówiła; z ust jego jednak przez cały czas trwania kolacyi ani jedno nie wymknęło się już słowo.
Panna Skalska, ochłonąwszy z pierwszego wrażenia, stała się teraz znacznie śmielszą w obecności Horoszkiewicza, a spotykając spojrzenie stryja Hilarego, odpowiadała nań miłym uśmiechem, w którym tkwił odcień głębokiego współczucia. Zauważyła, że, gdy się uśmiecha, i jego oczy nabierają weselszego wyrazu. Mówiła więc dużo, opowiadając barwnie o nowej sztuce, w Teatrze Rozmaitości wystawionej, którą właśnie przed tygodniem widziała w Warszawie.
Zosia z matką robiły bardzo częste wycieczki do Warszawy po tualetowe zakupy i w ogóle zasadą było pani Skalskiej być w ciągłym ruchu; w skrytości ducha powiedziała sobie, iż młoda panna, tkwiąc stale w jednem miejscu, nigdy dobrej partyi zrobić nie może. Te przelotne wycieczki były rodzajem rekonesansów, czy aby coś dobrego mimochodem się nie nadarzy.