Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dziś mam pracę zapewnioną, duszę zahartowaną, coraz jaśniej wytknięte cele. I pojąłem, o ile braknie mi jednego w życiu: dobrej, miękkiej dłoni kochanej i kochającej kobiety, któraby czasem, gdy zawód lub troska mnie zrani, położyła ją tu, na tem płonącem czole; żeby mi była tem najbliższem ogniwem wszechmiłości, którą ja w duszy swej wykołysałem. I oto właśnie ta rączka malutka — dodał wzruszony, biorąc jej rękę i pieszcząc w swojej — uczynić to może.... Poczciwe, kochane rączyny!... Bądź moją! — zawołał z mocą — moją, Elo! bądź otuchą i pokrzepieniem! Pójdziemy ręka w rękę przez życie:

A świat cały niech się dziwi,
Jak my młodzi i szczęśliwi,
Jakaś piękna ty!...

Uśmiechał się do niej, wilgotne źrenice utkwiwszy w jej twarzy, a szczęście olbrzymią falą zalewało mu duszę.
Ela nie cofała swych rąk z jego uścisku. Piękną była w tej chwili, w tem niemem, radosnem skupieniu, które opromieniało jej twarz matowo-bladą.
A on, nie mogąc oczu od niej oderwać, tulił do ust jej drobne dłonie i powtarzał w zachwyceniu:
— Bo my będziemy bajecznie, ale to bajejecznie szczęśliwi!...

KONIEC.