Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sobie sprawy, że mogą tyle w sobie zawierać goryczy. Spojrzał głęboko w jej jasne, spokojnem światłem promieniejące oczy — i z piersi wyrwało mu się westchnienie.
— Ależ tak być nie może! tak być nie powinno! — zawołał namiętnie prawie, jakby odpowiadając sobie na jakieś pytanie.
A potem, zwracając się do Elizy, rzekł krótko:
— Pani takiego życia nie wytrzyma.
A ona uśmiechnęła się słodko i odparła:
— Czas pokaże. Czuję jednak, że wytrzymam!
— Panie Przełęcki! Starszy lekarz pana prosi do siebie — rzekł felczer, zbliżając się ku niemu.
— Gdzie pani mieszka? Czy wolno mi odwiedzić panią? — rzekł Bolesław pośpiesznie.
— Krucza Nr. 19, w mieszkaniu pani Starskiej; to nasza dawna znajoma. Pozostanę tam jeszcze parę tygodni, dopóki formalności przyjęcia mnie do zakładu Św. Kazimierza nie będą załatwione. Proszę, niech pan przyjdzie; pomówimy o Tadziu — dodała.
— Tak, tak, właśnie; chciałbym koniecznie o nim z panią pomówić — zawołał Bolesław z ożywieniem, rad, że ten łącznik, pomimo wszystkiego, zawsze między nimi pozostał. — Tak dużo mam z panią do pomówienia!...
Uściśnął jej dłoń serdecznie i stał jeszcze długą chwilę, odprowadzając wzrokiem wiotką