Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

odnajdę może spokój i jakiś cień szczęścia, którego mi życie nie dało.
Codziennie teraz odwiedzała stryja w szpitalu i spędzała tam długie godziny. Oswajała się powoli z obranym zawodem, poczyniwszy zarazem wstępne kroki, aby do Szarytek być zaliczoną.
Obiecywano jej, że to lada dzień nastąpi.
Uważała się za bardzo szczęśliwą, gdy „siostry,“ z któremi się zapoznała w szpitalu, pozwalały jej wyręczać się w drobnych posługach. Nie odstraszały jej wcale opowiadania, że czas na próbę wyznaczony jest zawsze bardzo ciężki dla nowicyuszek.
— Cóż znaczą trudy fizyczne w porównaniu z moralnem przygnębieniem!... Tem lepiej, tem lepiej... — powtarzała, gdy kto ją myślą o owych trudach chciał odstraszyć.
Trwało to już czas jakiś. Eliza wdrożyła się do tego trybu, regularnie przybywała co rano do szpitala i była ogromnie wdzięczną, gdy pozwolono jej przebyć tam dzień cały, chociaż się to niezupełnie z regulaminem szpitalnym zgadzało.
Dnia pewnego, gdy szła zwolna po korytarzu, w smutnych swych myślach zatopiona, zastąpił jej ktoś drogę. Podniosła oczy... i nogi zadrżały pod nią, krew cała zbiegła do serca.
Przed nią stał Bolesław Przełęcki. Nie tylko, że nie spodziewała się ujrzeć go tutaj, ale wo-