Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Spowiadały się ze swych pragnień gorących i marzeń o szczęściu. I mówiły, że się rwą ku sobie całą mocą wezbranych sił życia!...

Rzeczywistość się pomału
W świat zmieniała ideału,
W sen ze srebra i kryształu...
..........

A przyroda cała, jak kapłanka, w dziewicze zwoje białych śniegów spowita, zdawała się rozbrzmiewać hymnem wielkiej, nieskończonej miłości.
Gdy wrócili do miasta i sanki zatrzymały się przed mieszkaniem Tadeusza, w oknie ujrzeli uśmiechniętą twarz Razowicza. Wyszedł aż do sieni, by ich powitać.
— Czekam, czekam was; mam tu dobre nowiny, ale nie powiem od razu, bo już zanadto może będzie dwa grzyby w barszcz... Przełęcki i tak już wygląda jak wniebowzięty! Och! och! aż bije od ciebie jakaś łuna!... Dobrze taki mroźny dzień działa na ludzi — rzekł, przenosząc kolejno wzrok z Bolesława na zaróżowioną twarz Eli, którą spojrzenie doktora, jakby czytające w jej sercu, dziwnie zmieszało.
Gdy weszli do pokoju, Tadeusz rzekł, wyciągając rękę do Bolesława:
— Winszuję ci! i cieszę się z tobą. Szklarski i ty otrzymaliście pozwolenie zdawania egzaminu w Tomsku. Szklarski dziś przybył, proponuje ci jechać razem.