Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ta na ołtarzu przyjaźni poświęcić. Pamiętam te twoje listy, w których unosiłaś się zawsze nad panną Skalską, a teraz, zdaje się, termometr uczuć spadł niżej zera.
— Bardzo kochałam Zosię — szepnęła smutnie — i żal mi tego uczucia, bo każde rozczarowanie pozostawia w sercu jakiś tępy ból. I teraz ją lubię, ale to już nie to — szepnęła ciszej.
— Tak to, mój Eluś, tak jest na świecie — rzekł Tadeusz, przechodząc nagle w ton poważny. — Każdą prawdę okupywać musimy krwią naszą serdeczną!... Inaczej być nie może.
Rozmowę przerwało wejście Bolesława. Mroźne powietrze twarz mu zarumieniło, oczy błyszczały; zaraz po przywitaniu rzekł wesoło:
— Przyszedłem zaproponować pannie Elizie spacer sankami. Ranek prześliczny, cisza, ciepło się tylko otulić proszę; urządzimy sobie szlichtadę, aż miło. Zobaczy pani las iglasty szronem pokryty. Do ciebie, Tadziu, wpadnie zaraz Razowicz; mówił, że na kwadransik, co znaczy, że posiedzi dobrą godzinę; mam nadzieję, że go jeszcze tu zastaniemy.
Eliza od dawna marzyła o takiej wycieczce. Z wdzięcznością spojrzała na Bolesława.
Miał wysokie buty, granatową czamarkę, w twarzy malowało się ożywienie. Biła od niego łuna młodości, energii i siły.
Eliza szybko narzuciła okrycie, za chwilę była już gotowa do drogi. Wsiedli do sanek,