Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— To bywa — szepnął tylko przez zęby, — ale przejdzie; zapewniam cię, że przejdzie.
— Misiu! A jeżeli nie przejdzie?... Jeśli się w stan chroniczny zamieni?... Co wtedy?...
— „Il faut chercher dans le gris!...“ Zresztą, czy ja wiem, cobym zrobił, gdybym był kobietą?... — rzekł lakonicznie.
— A czy pamiętasz, Misiu, straszne swą prawdą słowa Szekspira — rzekła Mena, której oczy zapłonęły blaskiem dziwnym: — Gdy dusza jest ogromnie spragnioną, gotowa pić truciznę, byle ugasić pragnienie!...
Hr. Michał spojrzał uważnie w jej twarz rozpłomienioną i przeraził go wyraz niezwykłej zaciętości, jaki na niej wyczytał.
— A jabym jako dogmat dla mężatek postawił dewizę: Nie rezonować!... Twarde słowo! Ale w tym razie dwóch zdań być nie może. Wóz albo przewóz!... Chodźmy stąd; malować mi się nie chce, przejadę się trochę konno.
— Będziesz w Szumlance?...
— Może będę.
— To powiedz, proszę cię, Brzezikowi, żeby dziś tu przyjechał. Musimy zrobić próbę. On swoją rolę jeszcze przestudyował za mało. Mówi, że krępuje go obecność świadków. Muszę ją z nim powtórzyć. Nie zapomnisz powiedzieć?...
Ale hr. Michał stał przed nią i mierzył ją tak chłodnem i wyniosłem spojrzeniem, że mimowoli oczy spuściła, jakby czując winę.