Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mama chce ode mnie. Jestem jakam jest i już! A jeśli mu się nie podobam, mniejsza o to!
I to mówiąc, kręciła się, przed lustrem poprawiając rozwichrzone jasne włosy, układając suknię; zdziwiona w gruncie rzeczy, jak taki hr. Michał nie poznał się na jej greckim nosku, ślicznej cerze, na tym „sznycie,“ jaki miała bez wątpienia.
— Bo czemże właściwie bierze Eliza?... Ładną tak bardzo znów nie jest, rozmowną mniej jeszcze; dobrą jest, prawda, niezmiernie, ale na to trzeba ją tak znać, jak ja ją znam — mówiła sobie, — a przecież takie rzeczy tylko przy bliższem poznaniu zauważyć można. Swoją drogą z jego strony było nawet nietaktownie tak wyraźnie okazywać, że do „Iskierki“ nadaje się lepiej Ela ode mnie!... Skąd on wiedzieć może?... Ale woli po prostu ją ode mnie, to widoczne.
— Fantastyk jakiś być musi ten hr. Michał! — zawołała głośno i z pewnem lekceważeniem. — Nie wiem, co mama w nim upatruje nadzwyczajnego!
— Może nawet i fantastyk — odparła matka w zamyśleniu, — ale, widzisz, moje dziecko — dodała sentencyonalnie, — ludzi z wyższej sfery trzeba mierzyć inną miarką! To są natury wyrafinowane, posiadające nieskończenie więcej subtelności... „Que sais je?“ Całe pokolenia składają się na to!... Trzeba im też darowywać więcej niż innym i patrzyć na nich pobłażliwie...