Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

słodko, przeszywając zarazem Edwarda gorącem spojrzeniem, — czy się podda pewnym wymaganiom? Czy zechce wszelkich wskazówek życzliwie słuchać? I czy próby, na jakie skazanym będzie, wytrzyma?...
— Na litość Boską!... Niechże pani ich tak nie przeraża — zawołała obecna na posiedzeniu ciocia Zuzia, — bo i mnie strach ogarnia.
— Ależ, moja ciotuchno! — śmiała się Zosia — toć przecie próby właśnie są najmilsze! W Nałęczowie, pamiętam, grałyśmy parę lat temu. Jakże to było zabawnie!...
— Jak widzę, to tylko ja i pan Brzezik będziemy nowicyuszami! — rzekła Eliza.
— I ja po części — dodał hr. Michał. — Grałem wprawdzie kiedyś, ale tak dawno temu... że wcale na mój artyzm liczyć nie radzę!
— Pobłażliwość widzów jest już z góry zapewniona — żartowała pani Mena, pochylając się do ramienia cioci Zuzi.
— A jakie role pan woli? — zapytała, zwracając się do Edwarda.
— Furioso! — szepnął Stefan, spoglądając na dramatycznie w tej chwili wyglądającego kolegę.
— Sił jeszcze nie próbowałem w żadnym kierunku; wiem tylko, że farsy nie znoszę!... — rzekł Brzezik opryskliwie prawie.
— Komik w wyższym stylu jest już zaangażowany do naszej trupy, a dublować ról nie ma-