Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na młodego człowieka długie, wyzywające spojrzenie.
A jemu się wydawało, że to jakaś czarodziejka z bajki raczyła zstąpić łaskawie na ziemię; i bał się z niej oczy spuścić na chwilę, by się to widzenie nie rozwiało. Zda się cała dusza jego w oczach tkwiła.
Hr. Michał uśmiechnął się sarkastycznie i szepnął, nachylając się do ucha Eli:
— Un coup de foudre!...
I rzeczywiście w serce Brzezika ugodził piorun. Ale hr. Michał rad był temu z czysto egoistycznych pobudek. Przedewszystkiem chciał wiedzieć, jak Ela to przyjmie. Czy taki jawny hołd, oddany wobec niej innej piękności, jej miłość własną zadraśnie? I do jakiego stopnia? Jeśli go kocha, to się zdradzi. W oczach Eli jednak nie przemknął żaden cień, zdradzający wewnętrzny niepokój lub wzruszenie; patrzyła tylko na Edwarda ze wzrastającą ciekawością i szaloną miała ochotę powiedzieć mu cichaczem:
— A co?... Barbarya nie taka straszna, jak się zdawało!...
W poczciwem serduszku Eli nie było miejsca na zawiść i Mena wydawała się jej tak bajecznie uroczą, że nie dziwiłaby się wcale, gdyby świat cały przed nią schylał czoło. Przytem z przekornością, właściwą kobietom (chociażby nawet gołębiem sercem obdarzyła je natura), cieszyła się, że Edward będzie przecież zmuszony przyznać