Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Lub też żółć ją zaleje! — dodała, śmiejąc się, Mena. — No, Misiu, wskakuj przez okno; każę ci tu podać herbatę. Herbatę przecież gotów jesteś pić w każdej chwili?
— Idea!... — odparł hr. Michał wesoło. — A wiesz co? Powiem ci coś przyjemnego za to. Od dziś za dwa tygodnie gramy teatr amatorski!...
— Misiu!... No, widzisz, jakiś ty niedobry! Powinienbyś był od tego zacząć, a ty mi pół godziny mówisz niedorzeczności! — zawołała Mena. — Poczekaj, zadzwonię na Walentego, za chwilę będzie herbata.
Na głos dzwonka elektrycznego zjawiła się pokojówka, szeroko senne otwierając oczy.
— Herbatę dla pana, a dla mnie kwiat pomarańczowy! — rzuciła Mena niedbale.
Snać w czernińskim pałacu wszyscy nawykli do późnego czuwania, gdyż, jak za dotknięciem czarodziejskiej laski, cały przybór za chwilę był już na stole.
Na myśl o projektowanym teatrze pani Mena ożywiła się do niepoznania. Była to jej słaba strona; uczyła się deklamacyi u najlepszych artystów w Paryżu i w Warszawie, i czuła się wprost szczęśliwą, mając możność popisania się ze swym talentem.
Na wsi, gdzie sąsiedztwa było mało, zbyt oddalone i przeważnie ze starszych składające się