Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Skąd właściwie miał tę pewność, odgadnąć trudno; mówił jednak z takiem przekonaniem, że suggestya ta oddziałała na Elizę — i jej w tej chwili uśmiechnęła się myśl nieznanej dotąd a ponętnej zabawy.
Było już po północy, kiedy dzielny rumak hr. Michała unosił go w stronę Czernina. Jasna noc księżycowa czyniła tę wycieczkę bezpieczną i przyjemną. Jechał stępa, rozkoszując się świeżą wonią stepu, wsłuchany w niezmąconą ciszę. I było mu jakoś jasno na duszy, jakby ta pełnia księżyca rozpromieniała w tej chwili najgłębsze skrytki jego umysłu. Po raz pierwszy może zdawał sobie sprawę z tego, że w kraju można odczuwać czary pięknej natury, którą umiał przecież oceniać i uwielbiać pod sklepieniem włoskiego nieba, a tutaj zwykle narzekał, że koloryt jest nazbyt monotonny, za szary, za mglisty; mówił, że, aby ukochać przyrodę, trzeba ją widzieć tam, na południu, gdzie wszystko zda się stworzonem jest na to, aby wzrok pieścić i słodkim duszę napełniać urokiem.
W myślach jego przesuwały się kolejno, jak w panoramie, przeróżne wspomnienia: cudne rzymskie noce i piękne o klasycznych rysach córy Italii, jakieś przelotne młodzieńcze uczucia i kwiaty białe, rzucane z balkonu, które do ust gorących kiedyś przyciskał!... I nagle te wszystkie mgliste obrazy znikły bez śladu, a natomiast zarysowała się wyraźnie nieklasyczna wcale, lecz