Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nych sprowadzający nudę swym wyglądem potępieńca. Ta dwoistość sprawiała, ze się ogromnie o nim dzieliły zdania; a trzeba przyznać, że i ci, którzy go duszą towarzystwa nazywali, i ci, którzy wprost jako neurastenika traktować go zwykli, mieli poniekąd słuszne ku temu powody.
Dziś hr. Michał był w wyjątkowo świetnym nastroju; posiadał niewyczerpany zasób anegdot wesołych, ale w dobrym stylu, któremi ubarwiał swe opowiadania; następnie udawał jakiegoś typowego, sztywnego Anglika, którego widywał codziennie przez parę miesięcy przy table d’hôte w Szwajcaryi, doskonale go wystudyował i umiał charakteryzować wyśmienicie.
Śpiewał przy akompaniamencie Zosi zabawne piosenki, ale pomimo, że zanadto był światowcem, by robić wybitne różnice i manifestować swe sympatye, z widoczną przyjemnością zwracał się do Elizy; przestał wzrokiem artysty badać piękne rysy Zofii, natomiast naiwny czar Eli oddziaływać się nań zdawał podniecająco.
Studenci za to spoglądali na hr. Michała z ukosa, jako na intruza, który palmę pierwszeństwa bez najmniejszego trudu otrzymał.
Edward wymknął się z salonu, i chodząc szerokimi krokami po werandzie, paląc przytem papierosa za papierosem, co zwykle było u niego objawem wewnętrznego podrażnienia, zamiast słuchać piosnek humorystycznych hr. Morlińskiego, nucił po cichu: