Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Jak sobie przedstawiała w danej chwili owo szczęście, sama przed sobą obawiała się zdać jeszcze wyraźnie sprawę; łatwo się jednak domyślić można było po spojrzeniu pełnem szczerego uczucia, jakiem obrzuciła czerwonymi blaskami zachodu oblaną postać Stefana, że on był centrem, około którego błąkały się wszystkie nieuchwytne obłoczki tych marzeń o szczęściu.
W domu oczekiwano już z niecierpliwością ich powrotu, tem więcej, że Stasia przez roztargnienie zabrała z sobą kluczyki od kredensu.
Pani Skalska nieomieszkała z tego powodu zrobić uwagi, że gdyby taka panna Stasia do towarzystwa gwałtem się nie wdzierała, a pilnowała swego, byłoby bez porównania lepiej.
Ale ciocia Zuzia, śmiejąc się dobrodusznie, wnet zaprotestowała:
— Ależ ty, kochaneczko, tyle młodsza ode mnie, a bardziej zacofane masz pojęcia, jak widzę! A dlaczegóżby ona miała z młodymi nie poswawolić? Dziecko zacne, poczciwe; jeśli oni więcej umieją od niej, to dzięki Bogu, że dziewczyna skorzysta trochę. Dużo nam już złego przyniosły te ścisłe odgraniczenia kastowe, jakby nas nie chrześcijanami, lecz jakimiś Chińczykami Pan Bóg stworzył!... I za co ty masz ansę do tej dziewczyny, moja Tolu? Jeśli ci o szlachectwo tak wielce chodzi, to wiedzże, moja droga, że Cembrzycka taka dobra szlachcianka, jak ja i ty; jest nawet daleką powinowatą mego