Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przedstawienie paniom na gościńcu wydawało się niestosownem; ciocia Zuzia krzyknęła tylko:
— Chcecie, to powóz zaraz przyślę po was, boście się zapędzili daleko.
Ale z czterech piersi wydobył się jednogłośny protest:
— Nie! nie! dziękujemy! Wrócimy o własnych siłach! do prędkiego widzenia!
Elizie twarz jeźdzca wydała się znajomą; przypomniała sobie po chwili, że to był ten milczący towarzysz podróży, który panią Skalską tak mocno intrygował.
Może doprawdy przeznaczenie? — pomyślała i nagle zapytała, zwracając się do Edwarda:
— Czy pan wierzy w przeznaczenie?
— Właściwie nazwałbym je zbiegiem okoliczności, który ludzie dowolnie nazywają w dobrym wypadku Opatrznością, w złym fatalizmem.
Elizę zdjął nagle lęk jakiś, że wywołać może niepotrzebną dyskusyę, któraby jej uczucia religijne mogła obrazić, rzekła więc pośpiesznie:
— Jak to dobrze jednak, że przyszłość przed nami zakryta!
— Co do mnie — rzekł Edward, — sądzę, że w wielu razach, na mocy obserwacyi i uważnego zestawienia faktów, można być prawie jasnowidzącym. Większość ludzi obawia się wdawać w tego rodzaju analizy i woli się poddawać ślepemu przypadkowi. To zupełnie jakby się pły-