Strona:Narcyza Żmichowska - Prządki.pdf/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bnych rzeczy, Maryo, bo ja dla ciebie oddałbym wszystko, wszystko, nawet to, co było — a gdy nie mogę czego według twej woli uczynić...
— To proś dobrego Boga; Bóg proszącym daje.
Dziwne zjawisko znowu głowę na moje ramię pochyliło.
— Zostań tu, gdzie jesteś, zostań taką, jaką jesteś — mówił do mnie po cichu, lecz prędko i z żywością — jesteś najpiękniejszą wśród wszystkich córek ziemi — och! i najczystszą także, bo inaczej nie byłbym nawet pomyślał o tobie — a tym ostatnim słowom tak dziwne towarzyszyło brzmienie, że mimowolnie zadrżałam.
— I czego się lękasz? — rzekł znowu duch niepojęty — jesteś kochana i piękna, czego się lękasz? czego pragniesz jeszcze? Szczęścia czy mądrości? Och, ja wiem wszystko — złe i dobre, śmierć i życie — ja cię nauczę tajemniczych słów zaklęcia, niedościgłych cudów — powiedz? Może chcesz żyć wiecznie, jak Ten, co sam jest wiecznym; może chcesz świat mieć w swej dłoni, żebyś się nim bawiła, jak On waszą ziemią?
— Boże! Boże! — zawołałam przelękniona — jeśli jesteś aniołem, w jakież słowa odzywasz się do mnie, biednej dziewczyny? Twój głos powinien być słodkim i łagodnym dla duszy, jak pierwsze dni wiosny dla polnych kwiateczków, a one niepokoją mi serce, jak burza sierpniowa. W imię Boga!...
On znowu głowę spuścił.
— W imię Boga, mów mi o niebie tylko.
— O niebie — zawołał z dziką rozpaczą — niema dla mnie już nieba, tylko w oku twojem.