Strona:Narcyza Żmichowska - Prządki.pdf/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

to — gdzieżbym ja śmiał bez ciebie się pokazać twemu ojcu królowi?
A królewic odpowiedział mu:
— Odprowadzisz konia i powiesz, że ja do najśliczniejszego wjechałem kraju i ciebie z tą wiadomością posyłam.
A żołnierz rzekł znowu:
— Panie, panie, jakżeż jabym mógł ciebie samego w tak złej doli zostawić, a toćby mi się chyba serce z żalu za tobą rozpękło!
A królewic, już trochę zniecierpliwiony, odpowiedział żołnierzowi:
— Wracaj się prędko, żołnierzu, bo ja ci mówię, że zaiste jeden tylko z nas przejść tę puszczę może, a przez wszystkich świętych, ja się już nie cofnę. Wracaj, wracaj, mój wierny żołnierzu, jeśli mnie samego nie chcesz na wielkie wystawić niebezpieczeństwo. Tobie niepodobna i niepotrzebna rzecz ta podróż, a mnie ciągle coś szepce do ucha, żeby iść dalej, a dalej.
Rozpłakał się stary żołnierz, królewic mu dał pieniądze i konia, uściskali się potem, jak dwaj bracia, i żołnierz pojechał tą samą drogą, którą do puszczy przybyli, a królewic naprzód poszedł. Królewicowi było nakoniec i głodno i chłodno, jednak dalej postępował. Szedł, szedł długo — aż wtem spotyka trzech zbójców, bardzo się z sobą kłócących. Jeden zbójca uchwycił królewica za rękę i okropnym głosem odezwał się do niego:
— Oto widzisz, człowieku, nas tu jest trzech i mamy trzy rzeczy, na których podział zgodzić się nie możemy. Mamy taki koc, że, jak się nim