Strona:Narcyza Żmichowska - Prządki.pdf/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tak dobrze panoszy i odstrychuje od uboższych duchem, jak miałkiego mózgu bogacz od uboższych pieniędzmi. Źle to jest, a może nawet pierwsze od drugiego gorsze. Nie każdemu jest dane, żeby sam z siebie postępował w mądrości ludzkiej, więcej jest takich, którzy potrzebują uczyć się od innych; gdy rozumni od nich się odsuną, cóż mają począć biedni nieświadomi? Oto w głębszej jeszcze pogrążą się nieświadomości, żeby w zapomnieniu chęć nawet i ową niepewną tęsknotę ku czemuś jaśniejszemu zatracić. — Co do mnie, ja tak wierzę w wygładzenie obyczajów wieśniaczych, byle się do nich towarzysko z wyższych miejsc przybliżono, jak wierzę... oto jak wierzę w pamięć kobiety-anioła, której serce moje prawdziwie macierzyńskie zawdzięcza starania. Jej przykład nauczył mnie tej wiary. Jej winnam już tak rzadkie gdzieindziej wspomnienie o wieczorze prządek.
Alboż to ja raz pamiętam, jak ona, len biały rozdzieliwszy, sama siadła przy kominie z dziewkami, a ja przy niej na ławie, bezczynna, bo jeszcze za drobne miałam do przędzenia palce, jednak w późną noc czuwająca, tak mi się spać nie chciało, tak zawsze wypraszałam się od łóżka. Ha! trzeba też przyznać, że na dziesięć mil dokoła nigdzie równie pięknych, jak u nas, nie opowiadano bajek, a nasze prządki chwaliły się też, że i len nigdzie tak biały nie był i ze lnu tak cienka nitka nie skręcona; tkacz to samo o naszych talkach powiadał, okoliczne wioski wcale temu nie przeczyły, sława naszych dziewczyn rozchodziła się daleko, i raz tylko jeden... ale właśnie to jest wspomnienie, któ-