Strona:Narcyza Żmichowska - Poganka.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
95

kie — jak niespodziane. — A jak to trwa długo!... Jam ją wtedy ujrzał po raz pierwszy.
Tak jest, po raz pierwszy ujrzałem przy jednym błysku pioruna.[1] — I najpierw zalśniła mi tylko jej twarz blada a cudnie piękna — reszty postaci dowidzić nie mogłem. — Pamiętam, że targnąłem koniem — że później on mną targnął — że niepojętem dziwem utrzymaliśmy się oba, ale jak się to stało? jakim sposobem wkrótce zrównałem się z nią i przy jej boku koń w konia sadziłem? — tego dziś jeszcze sobie wytłumaczyć nie mogę.

Długo jechaliśmy tak obok siebie w najgłębszem milczeniu, tylko już wicher zrywać się zaczynał; kiedy niekiedy szerokie krople deszczu na twarz lub ręce spadały i kiedy niekiedy znowu świstał w powietrzu ów pręt do biegu naglący — ale przynajmniej nie mojego na ten raz wierzchowca. I owszem znać było, że ciemna postać kobiety chce mnie prawem prostego wyścigu uprzedzić. Lecz nie z Sokołem taka sprawa — mój Sokół wyciągnął się struną tuż przy ziemi i na krok przegonić się nie dał — i pędziliśmy oboje, a tylko z ruchu i ze słuchu miarkowałem, że po kamieniach lub po piasku, że po zagonach, lub po łąkach pluska-

  1. W liście do Bibianny Moraczewskiej znajduje się następujący ustęp, malujący wrażenia Narcyzy, gdy we wrześniu r. 1845 zwiedzała pracownię malarza Januarego Suchodolskiego. Niewątpliwie z tego wrażenia urodziła się scena w Pogance:
    «Wyobraź sobie, że w amfiladzie trzech pokoi otworzą się drzwi, poza któremi nagle ujrzysz niebo, kurz i dwa rumaki, tak prosto, tak wyraźnie pędzące naprzeciw ciebie, że im się aż z drogi umknąć trzeba — to jest pierwsze wrażenie obrazu; potem gdy skamieniałość ruchu się spostrzega, myśleć jeszcze można, że to rzeźba, wystająca z tła płótna: rumaki niosą jeźdźców, jeźdźcami tymi są Scyta i Amazonka w zapasach, dwie muskularne siły w starciu, gdzie o wolność chodzi. Scyta ujął za rękę przeciwniczkę, drugą ręką puklerzem się zasłania, cały wtył przegięty, ciągnie gwałtem, aż wschodnie rysy jego wszystkiemi żyłami się pokrzyżowały. Ona już puściła zerwane cugle białego konia, w jej twarzy, obwodem i nosem zlekka jak z za mgły przypominającej Paulinę, ale więcej w zmysłową potęgę dobitnej, w jej czarnych oczach i czarnych brwiach konwulsyjnie ściągniętych, wszystkie walczą wrażenia: oburzenie, gniew, zemsta, ale nad wszystkiemi jakieś zachwianie góruje, i dlatego zabolał mnie ten obraz...»