Strona:Narcyza Żmichowska - Czy to powieść.pdf/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żna sobie wyobrazić: bibuły! bibuły! wołają nieszczęśliwe, bibuły! wtóruję obłudnie, gdyż w głębi serca cieszę się, że będę miała doskonałe usprawiedliwienie na niedokończone zadanie.
— Stało się, bibuła już nie pomoże — przemawia do nas Leona, zadziwiająco spokojnym, nawet zdaje mi się, zadziwiająco uroczystym głosem; trzy pary oczu wznoszą się zdumione i w twarzy jej toną. — Dajcie pokój! — mówi dalej — ani ważcie się ruszyć papieru, niech wszystko tak zaschnie, jak się przypadkiem rozlało.
— Piękna mi rada: niech tak zaschnie i na drugą stronę przesiąknie! — protestujemy z resztką oburzenia. — Leona zachowuje równie spokojną i poważną minę.
— Alboż to — pyta niemal surowo — alboż to nie wiecie, że atrament przypadkiem wylany ma zupełnie takie znaczenie, jak wosk lub ołów topiony w wigilję Bożego Narodzenia? byłe go nie poruszyć i tak jak sam się rozpłynął, dać mu zaschnąć w spokoju, to można z niego wyraźnie całą przyszłość czytać.
Ah! my wszystkie tak byłyśmy ciekawe całej naszej przyszłości! mnie jednej półsłówko lekkiego zwiątpienia się wysunęło, lecz wspólniczki nieszczęścia odrazu uwierzyły, łzy im na końcu rzęs się wstrzymały i któraś tylko dopominała się o bliższe tej cudowności objaśnienie.
— Jakim sposobem czytać można? Czemu poruszać nie trzeba?
Widzę jeszcze Leonę z jej niezachwianą powagą, jak udziela żądanych szczegółów; że też jej nawet oko wesołym żartem nie zamigotało, że ani razu warga uśmiechem nie drgnęła, zaiste dziś, więcej niż wówczas, podziwiam ten dar improwizacyjny i mimiczny, to stworzenie i wykonanie najszczęśliwiej, najdowcipniej i najskuteczniej