Strona:Narcyza Żmichowska - Czy to powieść.pdf/292

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Alboż ty pamiętasz nawet, co to było takiego?
— O! pamiętam...
Ale gdy powtórzyć chciałam, okazało się, że pamięć, na którą z taką pewnością liczyłam, zawiodła mnie trochę; kręciły mi się w ustach różne składowe sylaby, lecz do całości żadnym sposobem trafić nie mogłam.
Wujaszek i mama śmieli się tylko ze mnie, a ja byłam w rozpaczy i przysięgłam sobie w duchu, że się coprędzej po francusku nauczyć muszę. Kto wie, czy to nie było powodem, że przy pierwszej zdarzonej sposobności istotnie bardzo gorliwie, a więc i łatwo, przyswajałam sobie tę cudzoziemską mowę.
Józio zręczniej odemnie przeszedł wujowski egzamin, lub raczej uniknąć go potrafił. Nim się do niego z zapytaniem zwrócono, on pierwszy się wyrwał:
— Wujaszku, jak ta panna Malwina ślicznie tańczy, to jeszcze nic podobnego widzieć mi się nie zdarzyło!... a jakie ma śliczne nóżki! Jestem pewny, że na mnie jużby zamałe były jej czarne atłasowe trzewiki. Czy wujaszek uważał?
— Broń Boże! nie uważałem — z udaną odrzekł powagą.
— O! ja to uważałem — dobrodusznie pochwalił się Józio — szczególniej kiedy naprzeciw mnie stanęła i zaczęła Napolci pokazywać, jak to trzeba tańczyć, doprawdy myślałem, że mogłaby jej na chwilę tych drobnych swoich nóżek pożyczyć, a nie byłoby tak wielkiej między jednemi i drugiemi różnicy.
Wujaszek poklepał Józia po głowie, żartował z trafności jego oka, a jednak utrzymywał, że dla jej sprawdzenia powinien koniecznie o pantofelek panny Stopkowskiej poprosić i przekonać się, czyby go mógł, czy nie mógł na własną nogę obuć.