Strona:Narcyza Żmichowska - Czy to powieść.pdf/289

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jakiej wujenki?
— Panny Malwiny Stopkowskiej.
Jakże innemi oczami przy powitaniu na tę pannę Malwinę się spojrzało!
Była dla nas zadziwiająco uprzejmą i łaskawą, bawiła się z nami, wszystko niby według naszego programu, a wszystko przecież inaczej. Chciała koniecznie, żebyśmy kozaka tańczyli; pokazała Józiowi, jak ma nogę od nogi odbijać, pokazała i mnie, jak z kolei przytupywać, naprzód iść i cofać się, jak chusteczkę, zamiast fartuszka, przewiązaną w rękach trzymać powinnam, ale to wszystko nie na wiele się zdało. Jeszcze Józio dość zręcznie się z zadania swego uiścił, lecz ze mną panna Malwina rady sobie dać nie mogła. Niezgrabny był ze mnie pieniuszek i tylko z moją Magdeczką w kółko na jednem miejscu kręcić się umiałam. Co mnie panna Malwina ustawi i po danej instrukcji sama do fortepianu wróci, to ja zaraz w prawo, w lewo, naprzód biegnę i tylko Józiowi przeszkadzam; panna Malwina jednak wiele miłości własnej przywiązywała do swojego nauczycielskiego talentu, a w owym dniu tembardziej, bo przed matką i przed wujaszkiem popisać się z nim chciała. Nieudolność moja większa atoli była od jej najlepszych chęci: ani karmelki, ani żadne objaśnienia i kierowania pożądanego nie osiągnęły celu. W końcu dała za wygraną i stawiając mnie naprzeciw mego braciszka, z uśmiechem zapytała:
— No, maleńka, czy potrafisz przynajmniej stać na miejscu tu, na tym kwadraciku z posadzki i nie ruszać się nigdzie, tylko raz jedną, drugi raz drugą nogę podnosić i mocno za każdym razem o siebie uderzać?
— O potrafię, potrafię — z głębokiem przekonaniem odrzekłam, co tembardziej, jak się zdaje, pannę