Strona:Narcyza Żmichowska - Czy to powieść.pdf/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lepszem spotkaniu, dalszej rozrywki wysnuć stąd wątek. Jak się wzięła do tego, nie wiem, ale to wiem, że kiedy według zwyczaju przyszło do pytań i opowiadań po powrocie z zabawy, wuj Kazimierz daleko już przychylniej wyrażał się o pannie Malwinie.
— To wcale przyjemna osoba — mówił — przekonałem się, że nietylko o książętach i hrabiach, lecz nawet o kampanjach Napoleona ma coś do powiedzenia. Jak mnie o Możajsk zaczepiła, to ile razy chciałem jej szczegół jaki objaśnić lub wytłumaczyć, zawsze się pokazało, że tak wie wszystko dokładnie, jak gdyby tam na miejscu była.
— Skądże wam przyszło tak blisko się zaznajomić, by aż o Możajsku rozprawiać? — zapytała nasza matka.
— Stąd, że panna Malwina obligowała Franusia, aby mnie do niej przyprowadził; nie miałem wielkiej ochoty, no cóż, odmawiać nie wypadało — szedłem jak na ścięcie, aż tu panna Malwina zaczyna od przeproszeń, że milsze pewnie przerwała mi zajęcie, ale dowiedziawszy się, w jakiej bitwie rękę straciłem, chciała nietylko mnie poznać, jako świadka tylu wielkich i bohaterskich wypadków, upstrzyła to w różne słówka miodowe, że się mimowolnie mocniej od polnego maku zarumieniłem — lecz pragnęła jeszcze dowiedzieć się, czy też przypadkiem nie znałem Juljana Zaręby, który właśnie pod Możajskiem zginął. Ona jest z matką jego w dość bliskich stosunkach, a i samego Juljana przypominała sobie, jak ją małą dziewczynką na ręku nosił i szlifami swojemi bawił. Toć musiałem przyznać się, żeśmy z Juljanem w bardzo serdecznej żyli komitywie, nic więcej jednak nie mogłem powiedzieć. Nawet o jego śmierci sam niewiele co słyszałem; mnie już w Pasarzewie kartacz rękę zdruzgotał, Juljana przy zdobywaniu dominujących