Strona:Narcyza Żmichowska - Czy to powieść.pdf/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

matematyka jeszcze, niestety, mniej po sobie śladów w jej głowie zostawiła, zato jednak biegłe mówiła i prawie bez błędu pisała po francusku, z rodzinnego obyczaju nabrała wprawy w niemczyźnie, z usilnej pracy zapanowała nad trudnościami gry fortepianowej, w rozmowach literackich zręcznie umiała zastosować zasób swoich historycznych wiadomości, śpiewała trochę zbyt cienkim, niezupełnie czystym głosem, ale z najmodniejszych oper wyjątki. No! ledwom nie zapomniała powiedzieć, że tańczyła szala, gawota i girlandę, a to przecież niemałe wtedy miało znaczenie. Ciotka na tę całą edukację ramionami tylko wzruszała, dowodziła ojcu, że większą część łożonych kosztów jakby za okno wyrzucał. Malwinie zwykle nie żałowała złośliwych przycinków o jej pretensjach do rozumu, o śmieszności, którą przez to ściąga na siebie, lecz to wszystko na nic się nie zdało. Ojciec płacił, Malwina się uczyła, i rzeczywiście, gdyby ta ostatnia czuła w sobie prawdziwe naukowe usposobienie, gdyby rozmiłowała się w tym lub owym przedmiocie, gdyby ze szczerą chciwością po skarby wiedzy ludzkiej sięgnęła, byłaby nieochybnie w śmieszność i dziwactwo popadła. Nie było wtenczas miejsca dla takich kobiet na świecie, między światem a niemi żadnej nie było łączności, każda dla innych, i co gorzej dla samej siebie, stanowiła osobliwość niesłychaną, przywłaszczała sobie lub jej narzucano wyjątkowe przywileje, z potrzeby i z konieczności musiała nie być taką, jak wszyscy. Malwina uniknęła tego niebezpieczeństwa, uczyła się jak Hetera grecka dla podwyższenia swej ceny, a nie wartości.
Wiele jej zależało na tem, żeby o spamiętanych faktach zajmującą prowadzić umiała rozmowę, nic a nic się nie troszczyła o to, by je w całość ująć, prawa ich do-