Strona:Narcyza Żmichowska - Czy to powieść.pdf/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

koju zatrzymać niepodobna, panna Różańska jedna dziś tylko u Napolci coś znaczy i t. d., i t. d. Sprowadzono wuja Kazimierza do narady. Wuj Kazimierz wzdłuż i wszerz przebiegł ogród cały, wysłał Piotrusia za bramę drogą ku wsi wiodącą, sam wszystkich w dziedzińcowym obwodzie pracujących wypytał, czy mnie gdzie nie widziano; ale, ma się rozumieć, nikt mię nie widział i nikt też nie mógł zobaczyć. Babunia z laską w ręku, coraz głośniej stukając, dokoła stół okrążała w jadalnym pokoju, matka przed sienią z załamanemi rękoma, blada, bez ciepłego okrycia, raz po raz przywoływała mię jeszcze całą siłą nużącego się już głosu; ciotka Rózia z Marcyną zaglądały pod wszystkie łóżka i kanapy, czy gdzie nie zasnęłam przypadkiem; wuj Kazimierz klął pocichu. Józio płakał głośno i wraz z innymi kręcił się tu i owdzie.
Nagle sień przebiegając spostrzegł, że drzwi od kuchenki są nieco uchylone, stanął na progu, nic nie widzi zrazu, ale on już nie wątpi, że ja tam być muszę; woła raz i drugi, ciotka Rózia mu perswaduje, że przecieżbym do takiej ciemnej jamy z własnej chęci nie weszła; Józio ręczy, że się nigdy ciemności nie bałam i coraz donośniej woła:
— Napolciu! Napolciu! Napolciu!
Właśnie zachwycałam się drewnianą małą karjatydą, od jakiegoś zepsutego mebla oderwaną przed laty, kiedy mnie nagle głos ów tak dobrze znany dosięgnął i z błogiego wyrwał spokoju. Leciuchno, niby myszka, zbiegłam po kilkunastu schodach, ostrożnie jednak na ostatnich się zatrzymałam, i podając się tylko naprzód ku drzwiom niedomkniętym, półgłosem w szparę rzuciłam:
— Józiu, a czy nie ma tam babuni?