Strona:Narcyza Żmichowska - Czy to powieść.pdf/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

złowski każdego z trzech synów osobnemi dobrami, a każdą z trzech córek stoma tysiącami talarów dobrej, srebrnej monety wyposażył.
— Stoma tysiącami talarów! — powtórzył jeden, drugi i trzeci, rozdziawiając gęby.
— Przynajmniej tak dziś jeszcze mówią w naszej okolicy — przytwierdził pytany.
— Wiecie co, moi panowie, wartoby się przekonać o tem! — odezwał się jeden z najstarszych między młodymi.
— Warto! warto — echem odbili inni.
— Któż z was pierwszy wystąpi w obronie niewinności? — zwrócił się pan Jan do wszystkich.
— Ha! jam gotów — rzekł ten, co z wnioskiem próby wystąpił.
— Ah! to wybornie zrobisz, na moją pomoc we wszystkiem liczyć możesz.
— Bardzo dziękuję, wolałbym się bez tej pomocy obejść zupełnie. Jakiś to mętny interes; chcesz mi pomagać, a sam od siebie nie występujesz, choć właśnie twoje pochwały na trop nas wprowadziły.
— Moje pochwały są zupełnie bezinteresowne — upewniał pan Jan z ręką na piersiach. — Primo: jestem zbyt młody, nie chcę sobie tak wcześnie świata zawiązywać; secundo chociaż mi się panna Siekierska podobała, oh! nadzwyczaj podobała, jako rezolutna kawiareczka, to jako starsza córka domu nie ma dla mnie tak wielkiego uroku. Wolałbym pierwszą, wszakże mnie rozumiecie? Tertio, mówiliście tu panowie, że się konkury do pięknej chorążanki nie obejdą bez awantur, wykradań i procesów. Otóż każdemu z was wiadoma zapewne nieszczęśliwa historja mego ojca, gdybym się puścił na