Strona:Narcyza Żmichowska - Czy to powieść.pdf/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się trochę nawet, że Karolka i Waluś nie przychodzą. Lecz Karolka i Waluś przed usmażeniem konfitur wcale do pokoju nie przyszli — domawiała ciotka Rózia z krótką nauką moralną o łakomstwie na mój osobisty użytek.
Tego samego dnia późnym wieczorem, pan Jan w gronie hulaszczej młodzieży wzmiankę jakąś o Siekierskich usłyszał.
— Powiedz mi — rzekł skwapliwie do swego amfitrjona — czy nie widziałeś nigdy u nich tej panny, co w dnie powszednie do stołu razem z nimi siada?
Amfitrjon jej nie widział; rzadko tam bywa, mieszka daleko, żyje wśród innych stosunków.
— Hej panowie! — zawołał jednak wesoło, czy który z was nie widział nigdy tej panny, co z Siekierskimi do stołu w dni powszednie siada?
— A bo co? — odpytało kilka głosów.
— A bo to istna osobliwość — tłumaczył pan Jan z wielkim animuszem. — Na sługę niby wygląda, a na panią patrzy, chodzi w wypłowiałej sukience i w powalanym fartuchu, a kiedy nagle ją przed sobą zobaczysz, to jakbyś w słońce o samem południu spojrzał; aż ci się w oczach zaćmi, taka śliczna!
— Cóżby to za jedna być mogła? — ten i ów bąknął pod nosem.
— Aha! — zawołał jeden — domyślam się! To niezawodnie córka chorążego z pierwszego jego małżeństwa.
— Czyżby tak piękna znowu? — powątpiewająco odezwał się drugi.
— Jużcić że prędzej piękna, niż brzydka. Brzydkiej chorążyna nie chowałaby tak pilnie przed nami — zauważył trzeci.