Strona:Narcyza Żmichowska - Czy to powieść.pdf/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mi się wuj Kazimierz sprzeciwiać. — Napolcia jest niezawodnie szlachcianką.
— Nie jestem! nie jestem! — powtarzałam, tupiąc nogą z wielkiego zapału.
— Ależ, moje dzieci — łagodnie przedstawiała nam matka — przecież i szlachcic jest taki człowiek, jak inni; co wam do tego, czy ze szlachty, czy nie ze szlachty pochodzicie, pamiętajcie tylko, że Pan Bóg ludźmi was stworzył i szanujcie każdego człowieka.
— Dobrze, mamo — z gotowem posłuszeństwem oświadczył się Józio — chciałbym tylko wiedzieć, czy to prawda, że szlachcice jedynie używają takich pieczątek?
— Istotnie, oni tylko mają do nich prawo; znaczy to, że któryś z ich przodków służył niegdyś w obronie kraju i za dowód odwagi, za czyn jaki szlachetny, pewnem godłem obdarzony został. Przecież choć z historji polskiej to mógłbyś przypomnieć sobie, jak Bolesław Krzywousty złotą ręką i herbem Sulimą Żelisława wynagrodził.
Józio przypomniał sobie i bardzo się zawstydził, że mu to pierwej do myśli nie przyszło. Herby wszystkiemi blaskami chwały, męstwa i zasługi upromieniły się w jego wyobraźni. Z lekkim wyrzutem rzekł też do wuja Kazimierza:
— Wszak wuj żartował? Herb nie jest największem głupstwem?
— O! jeśli mamy z sobą poważnie rozmawiać, panie majorowiczu Hołosko, to powiem panu, że pierwszy herb komuś nadany, to był, dajmy na to, tem samem, czem jest dzisiaj krzyż legji honorowej, który wasz ojciec pod Tczewem otrzymał; był nagrodą, był poleceniem dla wszystkich, aby dzielnego męża i zacnego obywatela przynależnym otaczali szacunkiem. Gdybyś ty