Strona:Narcyza Żmichowska - Czy to powieść.pdf/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Szwagier wdowiec wezwał ją listownie, żeby mu pomogła chore dzieci pielęgnować; ona też pośpieszyła, choć z wielkim żalem w sercu. Wiedziała, że masz przyjechać. Jeszcze na wsiadaniu po kilka razy mi przypominała, abym w jej imieniu tę najdroższą panią Teklunię powitał, abym o bukiecie na stolik nie zapomniał i koniecznie na pierwszy obiad twoją ulubioną kaszkę puszkową z bitemi jajami zadysponował.
W ostatnim ustępie tej rozmowy wielce moją ciekawość podrażniła nazwa dubeltowej Róży.
— A któż to jest ta dubeltowa Róża? — spytałam.
— To jest pani, co ma zamiast policzków takie dwie róże kwitnące, jak ty, moja Napolciu.
— Nie mąć-że jej w głowie — przerwała matka — dziewczyna gotowa uwierzyć, a to wujaszek żartuje — ciągnęła dalej, ku mnie się zwracając. — Nietrzeba nigdy tej pani dubeltową Różą nazywać, tylko ciocią. Pamiętaj, Napolciu i ty, Józiu, pamiętaj także. Jest to krewna waszego dziadka; bardzo dobra osoba, która nadzwyczaj dzieci lubi i pełno ślicznych historyj opowiadać umie; wasza mama, nieraz siedząc u niej na kolanach, nie mogła się ich dosyć nasłuchać. Zobaczycie, jak prędko wszyscy troje w najlepszej z sobą przyjaźni będziecie.
— A czemu nie możnaby jej nazywać ciocią dubeltową Różą? — zagadnął Józio.
— Bo się tak nie nazywa. Twoi wujaszkowie, kiedy jeszcze małemi byli chłopcami i nie mieli rozumu, wymyślili dla niej to przezwisko, ja zaś powtórzyłam je dzisiaj przez wspomnienie lat dziecinnych. Przekonacie się kiedyś, jak to miło choćby nawet błędy i grzechy z lat dziecinnych wspominać! Lecz ciocia Rózia nie lubiła dawniej, gdy na nią „dubeltowa Różo“ wołano. Nie chcę, żeby jej moje dzieci najmniejszą przykrość zrobiły.