Strona:Narcyza Żmichowska - Czy to powieść.pdf/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Pamiętaj, chłopcze, że gdybyś na poczciwego nie wyrósł człowieka, tobyś ze mną miał do czynienia. Będę ja czuwał nad tobą.
Józio trochę się przestraszył, trochę zdziwił, lecz mimowolnie prawie rękę grożącego mu z poszanowaniem ucałował.
W kilka dni potem, gdyśmy się z Józiem przy matce leżącej na sofie bawili, weszła do pokoju lekkim, prawie rzecby można bez szmeru płynącym krokiem jakaś pani dobrego wzrostu, dobrej tuszy, w popielatej sukni, czarnym szalem przyodziana, z czarną zapuszczoną u kapelusza woalką; gdy ją podniosła, matka nasza obie ręce wyciągnęła do niej, a nowoprzybyła, ująwszy je z łagodną pieszczotą, stała w milczeniu i patrzyła na zwróconą ku sobie twarzyczkę tak młodą, piękną a tak głęboko już smutkiem napiętnowaną i przez chorobę zniszczoną. Dwa strumienie łez płynęły po jej surowem obliczu, bo to jednak surowe było oblicze; rysy jego, na inną kobietę przeniesione, byłyby mogły nawet odpychającemi się zdawać, wszystkie były niekształtne, zaszerokie; zaszerokim był ich obwód, zaszerokim przedział między piwno-ciemnemi oczami, zaszerokim nos gruby, krótki, a przy mocno wyciętych nozdrzach niemal zadarty, zaszerokie usta, niedość pełne, zaszeroka broda zaczynająca się łączyć z szyją, której już dosyć wydatnie objawiające się wole zagrażało. Otóż mimo tych niedokładności rysunkowych, całość twarzy nie czyniła wrażenia brzydoty; można ją było nazwać surową, ale gdy ją uśmiech rozjaśnił, gdy ją tkliwość rozpromieniła, każdy uznać musiał jej wdzięk czysto duchowy; ja wiem przynajmniej, że ją zawsze dobrą i rozumną, a kilka razy w życiu nawet prawdziwie piękną widziałam. Miałam bo też dość czasu zapoznać się z tą twarzą, we wszyst-