Strona:Narcyza Żmichowska - Biała róża.pdf/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Muszę być śmiesznie ubrana.
— Niewdzięcznico! własnym gustem i własną przystroiłam cię ręką, a ty śmiesz jeszcze wątpić! Nie, w twoim stroju żadnej niema osobliwości, prócz ciebie samej; moja droga, patrz dokoła, ileż spojrzeń ciekawych!...
— Feluniu — szepnęłam jeszcze ciszej — przez litość zobacz, czy mi się girlanda na głowie nie przekrzywiła? czy sukni nie rozdarłam? czy mi przez otwarte okna w karecie błoto całej twarzy nie ucentkowało?
— Bądź spokojna, wszystko w porządku — śmiejąc się szczerym śmiechem, odpowiedziała pusta swawolnica.
— Więc czemu na mnie patrzą?
— A czemu nie przypuszczasz, żeś się im tak bardzo podobała?
— Twoja kuzynka Leokadja zastępuje mię w podobnych przypuszczeniach.
Kuzynka Leokadja była to niemłoda już, trochę ułomna, a zawsze pewna swoich świetnych triumfów panienka. (Przebóg! Panie Tomaszu, z mimowolnego porównania nie wnioskuj, że ułomną jestem: w moralnem znaczeniu bardzo, ale w fizycznem Felunia nigdyby ci podobnej obelgi nie przebaczyła).
W tej chwili znów kilka dam nowo przybyłych dalej siedzących zbliżyło się do nas. Moja balowa opiekunka bardzo przyjemnie zapoznawała mię z niemi; przyszło i mężczyzn kilku, każdy się towarzyszce pani Felicji etykietalnie przedstawić kazał, do tańca jednak żaden nie zamówił.
Przez ten czas, w głębi salonu, między egzotycznemi krzewami ukryta muzyka już próbowała pierwszych akordów przyszłego kontredansa; skrzypce tylko nie mogły się jeszcze do stroju naciągnąć.
— Co to ze mną będzie? — myślałam sobie filozoficznie i tragicznie zarazem.