Strona:Narcyza Żmichowska - Biała róża.pdf/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

innych doradczych zebrało się głosów, sprawiłam sobie prześliczną suknię balową... Jakiego koloru? Nie powiem. Pan Tomasz zanadto jest biegły w wysnuwaniu najdalszych wniosków z najdrobniejszego szczegółu. Gdybym wyznała, że niebieską, toby się gotów we mnie blondynki domyślać; gdybym żółtą wzięła na moją odpowiedzialność, nie wątpiłby, że z brunetką koresponduje; różowa przedstawiałaby mu ciągle jakąś osobę białą i świeżą, nielękającą się porównania z tym niebezpiecznym kolorem; a biała — cha, biała należy do wszelkich odcieni cery i wieku nawet, lecz kłamstwo grzechem — ja nie w białej sukni byłam; ot, niechaj pan mię przyodzieje w najulubieńszą swoją barwę we własnej wyobraźni, to bezpieczniej i prędzej rozstrzygnie się tak zawikłana sprawa. A teraz może pan myśli, że pod skrzydłami Feluni mniej szczęśliwie wybrałam się na pierwszą moją wycieczkę pośród ludzi, którzy niekorzystnie względem niej byli uprzedzeni, którzy jej się lękali i prawdopodobnie mieli do niej nie jedną na sercu urazę? Ja sama pewna byłam, że nas tłum samotnością złowrogą otoczy, tymczasem inaczej się stało. Ledwośmy weszły na salę, pełno osób z uprzedzającą grzecznością otoczyło panią Felicję, aż nam się do stojących opodal krzesełek dostać trudno było.
— Jak ty królujesz, moja Wilo — szepnęłam jej półgłosem, gdyśmy wreszcie wygodne schronienie między dwoma kandelabrami pod cieniem sufitu sięgających drzew pomarańczowych znalazły.
— My obie królujemy! — odrzekła mi ze złośliwym uśmiechem.
— Czy dlatego, że ty piastujesz władzę, a ja nie dbam o nią?
— Kto wie, może jest inna przyczyna; uważaj tylko, jak ci się nasze sąsiadki przypatrują.