Strona:Narcyza Żmichowska - Biała róża.pdf/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wszak prawda? przez dobroć serca jedynie zatrzymujesz Morysia? przez rzetelność nie dajesz mu ani kierunku, ani do działania podniety? Inaczej trudno pojąć, coby ci przyszło z tego marnotrawstwa dni i lat całych, kiedy już w końcu pan Filip zjeżdża, a ty, chcąc nie chcąc, będziesz musiała jednem „tak“ lub „nie“ o przyszłości swojej postanowić.
— Toćby mi nic nie przyszło z tego także, gdybym Morysia do Rzymu wysłała; przed końcem karnawału pewnieby jeszcze Rafaela nie dosięgnął, a Tycjana nie przerósł. Mnie też nic na jego pendzlu nie zależy. Powiem ci, czego ja chcę, moja Urszulko: oto prawdziwie ja czekam tylko, żebym się w nim zakochać mogła. Rozbudzam szlachetniejsze swoje popędy, dobieram mu takich usposobień, wrażeń i marzeń, w którychby mu najwięcej było do twarzy. Już mi ślicznie wygląda czasem z tą zaniepokojoną męską dumą w sercu — jeszcze śliczniej z tem pokornem we mnie zaufaniem, z tą ciągle do mnie odwołującą się myślą, z tą próbą czynnego życia nawpół trwożną, nawpół zuchwałą. Ani się spostrzegę może, jak przyjdzie chwila apoteozy, i Moryś tak mi się pięknym wyda, tak pięknym że za najpiękniejszym tęsknić nareszcie przestanę.
— I cóż zrobisz wtedy z panem Samuelem, z panem Sewerynem, nie licząc pana Filipa?
— Przyjmijmy jako ostateczną zasadę, że w tym pokoiku pan Filip nigdy się nie liczy; co zaś do Samuela, do Seweryna — właśnie twoim podobno będzie obowiązkiem zbliżyć mię do jednego, od drugiego wyzwolić.
— Więc na to mię sprowadzałaś tak śpiesznie do Warszawy? Niema co mówić, zaszczytne czekały mię urzędy: faktorki i duenny.
— Pani łaskawa, czekał cię urząd na świeczniku po-