Strona:Narcyza Żmichowska - Biała róża.pdf/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przyjdzie wzór żywy kopjować, ani kolorytu, ani wymiaru właściwego nie przestrzegasz dość pilnie: dajmy jednakże panu Filipowi odprawę. Kochaj tego, w kim ci się zdaje, że jesteś zakochana.
— Trudno, trudniej — oh! najtrudniej podobno.
— A to dlatego, że masz dwie przywary, najszkodliwsze w stosunkach sercowych. Gucia jest straszek nieznośny, przed mamą, przed bratem i przed ludźmi boi się przyznać do swoich skłonności, a najjaśniejsza Augusta znowu jest harda, jak kogucik na kościelnej wieżyczce, i tej skłonności wobec jej przedmiotu „uznać“ nie chce nigdy.
— Na ten raz chybiłaś zupełnie: najjaśniejsza Augusta w innym jest kłopocie; czy powiedzieć?...
— Ma się rozumieć, a powiedzieć tak szczerze, jakgdyby moje nawet uszy nie słuchały.
— Pierwej ty, Urszulko, przyznaj mi się, ale to przyznaj, jak gdybym ja także nie słuchała cię nawet: czy kochałaś kiedy?
— A na co ta ciekawość! zmów tylko pacierze.
— Nie mogę, źle odmówię bez twojej pomocy.
Urszula rozśmiała się półgłosem, lecz twarz jej trochę zbladła i ręka w ręku Augusty zadrgnęła.
— Więc ci powiem: kochałam — rzekła nakoniec spokojnie.
— Jeszcze nie dość na tem: wybacz mi, wybacz, jedyna moja, widzę, że cię dręczę boleśnie, ale muszę pytać. Kiedy kochałaś, co się działo w twem sercu? Kiedy kochałaś, czemu swoją miłością szczęśliwą nie jesteś?
— Czy chcesz kurs anatomji odbyć na mojem sercu, Augusto?
— Nie, tylkobym chciała lepiej własne serce pojąć.
— Jedno drugiego nie wytłumaczy nigdy.