Strona:Narcyza Żmichowska - Biała róża.pdf/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ja listy po listach z modlitwami wzywającemi wyprawiam do ciebie, i kiedy przyjechałaś nakoniec, kiedyś już zamknęła się ze mną na stanowczą i długą rozmowę, kiedyś widziała, jak się do niej namysłem i rachunkiem sumienia przygotowywam, ty nawet półsłówka odgadnąć nie umiesz, nawet mojego wykrzyknika pojąć nie chcesz.
— Usprawiedliwiłam się dlaczego. Wykrzyknik pięknej, rozpieszczonej powabami życia kobiety migotliwiej się mieni od iskierek śniegu pod promieniami słońca. — „Czemu to nie północ już“. — Skądże ja nawet, znając cię, Augusto, dojdę prawdziwej tych wyrazów wartości, czy one niecierpliwość, czy nudę, czy tęsknotę znaczą?
— Brawo, Urszulko, brawo! widać, że dojdziesz niezawodnie, dojdziesz i zrozumiesz lepiej odemnie samej, bo już w pierwszem przypuszczeniu na trzy rzeczywiste symptomata natrafiłaś. Istotnie, mój wykrzyknik znaczył niecierpliwość, bo mam często bardzo to uprzedzenie, że jakaś późniejsza godzina więcej od teraźniejszej wartą będzie; znaczył też nudy, bo rozmyślałam trochę nad sobą, trochę nad panem Filipem; a wreszcie znaduch jaki pokaże o tej czarnoksięskiej godzinie, albo przyśni kochanek nieznany.
— Nieznany? Był w twoim liście wiersz jeden, który zwiastował już poznanego właśnie.
— Poznany, nieznany, czyż to nie wszystko jedno w tym świecie, na którym ja żyję? Kochanek zresztą, moja Urszulko, w każdym świecie, choćby na Słońcu i na Syrjuszu, zawsze musi być nasz nieodgadnięty, niepojęty, nasz nieznany.
— A ja widzę, że przez cały czas rozstania, przez