Strona:Narcyza Żmichowska - Biała róża.pdf/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jej towarzyszka spojrzała na zegarek nad kominkiem stojący i uśmiechnąwszy się, odrzekła powoli:
— Najpewniej dlatego, że jest dopiero dwadzieścia minut po ósmej.
— Oh! doctissima, doctissima! — powtórzyła z lekkim przyciskiem niecierpliwości miljonowa dziedziczka; — trzeba ci przyznać, że masz zadziwiającą przenikliwość w odgadywaniu najjawniejszych przyczyn, najnieosobliwszych wypadków.
— Zdaje mi się, że dość stosownie odpowiedziałam na zapytanie najjaśniejszej Augusty.
— Cóż to? znowu doctissima nie umie znaku zapytania od wykrzyknika odróżnić?
— Alboż tam był wykrzyknik na końcu?
— I wykrzyknik i cały szereg kropek okrągłych.
— Czy była kreska po kropkach?
— Na cóż tobie kreska potrzebna?
— Bo same kropki znaczą proste zawieszenie głosu. W takim razie czekam, co dalej będzie? Kreska zaś na czytelników i słuchaczy wkłada obowiązek domyślenia się reszty niedopowiedzianych wyrazów.
— Oh! to była ogromnie dluga kreska — dwie kreski — trzy kreski nawet!
— Ja się i pierwszej zrzędu nie podejmuję domyśleć.
— Cóż to za niedołęstwo znowu!
— Powiedz mi, Augusto, czy podjęłabyś się zgadnąć, o czem duma za piecem w waszej kuchni stara Wojtkowa jednooka? Wszak niezawszebyś w karykaturę lub w sielankę wpadła, tak samo jak nie mogę zgadnąć, ja, niepiękna i niebogata, co i kiedy przez głowę pięknej, bogatej kobiety przeleci; zawsze najniewłaściwiej w nutę hymnu lub satyry głos rzucę (tak).
— Urszulko, nie godzi się tak ze mną postępować.