Strona:Narcyza Żmichowska - Biała róża.pdf/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

będą kochać; lecz nie kochają!... nudno, zimno, głucho na świecie; więc to świat winien, to ten lub ów przedmiot, ta lub owa przyczyna; trzeba szukać innych przedmiotów, usuwać wewnętrzne przeszkody, gonić za wrażeniami, i dopiero zaczyna się szereg różnokolorowych romansów, nanizują się na przędzę życia szklane weneckie paciorki, żółte, zielone, czarne, białe, częstokroć, a prawdziwej perły jak niema, tak niema!... I cóż na to poradzić? Oto, najpierw trzeba przyjść do uznania własnego niedołęstwa i chorobę nie zewnętrznie, ale w sobie zacząć leczyć. Wszakże widzimy tyle jeszcze, nie do zbytku, zawsze jednak wystarczającej do przechowania prawdy; widzimy tyle istot kochających szczerze, prawdziwie, kochających tak, że nie mogłyby nie kochać, chociażby nawet ich losy od tego zawisły; co więcej, widzimy, że kochają nie same ideały wcielone, nie same piękności doskonałe, ale wszystko co do kochania Bóg im w bliskości postawił: jeśli rodziców, to rodziców, choć z najsmutniejszemi przywarami; jeśli dzieci, to dzieci, choć wcale nie obiecujące na przyszłość i nieponętne w teraźniejszości; jeśli przyjaciół, to przyjaciół, choć niesłynnych rozumem, znaczeniem, tkliwością; jeśli kochanków, to kochanków, choć zwyczajnych ludzi, choć ułomnych, choć nie bohaterów. „Dlaczegóż oni czy one kochają, a ja kochać nie mogę?“ Z tego zapytania kto sprawiedliwą odpowiedź wysnuje, kto rozpozna że jemu władz uczucia, nie zaś przedmiotów uczucia brakuje, ten już trzecią część przynajmniej skutecznej odbył kuracji.
Może tam na początku przyjdzie do rozpaczy i rąk załamywania, ale na końcu musi przyjść do wniosku, że kiedy miłość nie jest do zdobycia, to jest do wysłużenia zapewne; że kiedy nie jest uszczęśliwieniem, to jest na-