Strona:Narcyza Żmichowska - Biała róża.pdf/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gółów, które się do jej osoby odnoszą; zakazuje mi wnioskować o kolorze swych włosów, nie pozwala się domyślać, jakie imię na chrzcie świętym odebrała, żąda zupełnie abstrakcyjnego myśli z myślą braterstwa; jako obrazę swej godności intelektualnej uważa byle słówko zapytania, byle wzmiankę o chęci rzeczywistego stosunku; a kiedy ja moralnym przymusem wdrapuję się na alpejskie wysokości eteru i ducha; wśród obłoków srebrzystych spotykam się z tem samem co opuściłem na ziemi, to jest z całą ową zalotnością kobiecą, która nam biednym śmiertelnikom serce zakrwawia, rozum odbiera i życie marnuje. Godłem tajemnej rzymskiej polityki było „divide et impera“, godłem nie tajemnem, a przecież zawsze także tryumfującem polityki zręcznych kokietek jest „odpychając, przyciągać“. Na mocy tej zasady, jedne doskonale umieją grać wachlarzem: prostaczkowi zdawaćby się mogło, że nim twarz zasłaniają, one ją tylko odsłaniają właśnie; drugie znów celują sztucznym układem welonów na kapeluszach: przechodzącego czasem aż licho kusi, żeby lepiej się przypatrzeć tej migającej białością twarzyczce i tym djamentowo-połyskującym oczom; inne się w gazę kryją przezroczystą: niby je widać, niby ich nie widać, pół jawy niebezpiecznej, pół snu gorączkowego. Dla szanownej korespondentki wachlarzem, welonem, gazą jest jej korespondencja właśnie; to myśl rozwinie, to zwinie, to wysunie się ze swoich tajemnic, to się w nie schowa niespodzianie; to wzbrania patrzeć, a woła: czy chcesz mnie zobaczyć? Krótko mówiąc, szanowna korespondentka biednego członka redakcji kokietuje nielitościwie — i poco? bezstronny jestem, zwyciężonym się uznaję. Nie kocham się w pani, to prawda, lecz tyle przypuszczeń po głowie się roi, że mi nie dają w innej zakochać się kobiecie. Coraz więcej