Strona:Narcyza Żmichowska - Biała róża.pdf/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie zależało, by moja wytęskniona miała też same co ja zdolności, upodobania i przywyknienia; nie szukałam podobnej sobie, tylko sobie równą spotkać pragnęłam — i spotkałam nakoniec. Dziwi mię to, Kazimiero, że nie pamiętasz tej chwili, kiedy ci w przeddzień balowy lokaj pani Felicji moje przybycie oznajmił. Tak szczęśliwie trafiłam, że nikogo obcego nie było. Sama siedziałaś z książką przy oknie — ja ci podałam rękę i rzekłam do ciebie:
— Pierwszy raz się widzimy, lecz ty mnie nie znasz, Kazimiero; przeszłość nasza jednakowa, jednakowe w przyszłości nadzieje — o czem rozmyślałaś, gotując się do ciężkiej przez świat wędrówki, o tem ja rozmyślałam także; co umiesz, tego ja się uczę; co kochasz, temu ja cześć składam; co wierzysz, tego ja się spodziewam. Chodziłyśmy ciągle po tych samych drogach, idźmyż teraz obok siebie, jak siostry.
— Jak siostry — powtórzyła i uścisnęłaś moją rękę, i zaczęłyśmy o wielu rzeczach rozmawiać, aż wreszcie na Augustę kolej przyszła; mówiłam ci, jakie to śmieszne przez obawę śmieszności, głupie przez nadmiar rozsądku stworzenie. Ty, poczciwa, szczerze się ulitowałaś nad jej niedołęstwem.
— Trzeba temu zaradzić — mówiłaś do mnie — trzeba znaleźć jakiś łącznik między jej zewnętrznem życiem, a naszą prawdą. Kiedyś i ona trochę względnej niezależności posiądzie. Jako żona, jako matka, jako pani domu wiele przecież dobrego zrobićby mogła; gdy zaś w fałszywym kierunku zbyt daleko się posunie, trudno ją będzie odwrócić: rozproszy się na nicość wśród drobiazgów światowych, a my dwie, i Urszulka nawet, nigdy już do niej nie trafimy potem. Szkoda! bo w gruncie widzę, że nie zła dziewczyna.