Strona:Na Szląsku polskim.djvu/099

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jeszcze ziemią polską i kto wie czy nie najbogatszym tej ziemi zakątkiem. Nic więc dziwnego, że z wielką uwagą przyglądałem się tu wszystkiemu po drodze.
Opuściwszy Raciborz i straciwszy z oczów murowane parterowe domki zamożnych kolonistów, przysiadłe do miasta, niby dzieci do swojej macierzy, wjechaliśmy do obszernego sioła, noszącego nazwę Starej wsi. Tu już uderzony zostałem widokiem, jakim podobnego nie zauważyłem nigdzie w naszym kraju. Na obszernej przestrzeni, po obu stronach szerokiej drogi, ciągnęły się, niby szereg wojska, białe murowane domy, stanowiące sadyby włościańskie. Wszystkie schludne, wszystkie kryte gontami, świadczyły najwymowniej o porządku i dostatkach tych, którym ich dachy nakrycie nad głowami dawały. Można z całą stanowczością twierdzić, że w podobnych domach nigdzie włościanie w całej Polsce nie mieszkają. A że takie, ale nie inne spotykałem na całej drodze, którą odbywaliśmy, i w Studziennej, i w Sudole, i w Wojnowicach, i w Lekartowie, i w Janowicach, tj. na przestrzeni przeszło milowej, przeto doszedłem da wniosku, które informacye zasiągnięte na miejscu w dobrych źródłach, w zupełności potwierdziły, że polskie okolice Raciborza, należą do najzamożniejszych w Polsce. Że należą i do oświeceńszych, o tem miałem sposobność również się przekonać.
W Sudole, był nasz pierwszy dłuższy przysta-