Strona:Na Szląsku polskim.djvu/040

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
jus to tego lata drugi ras po nasej wsi chodzył, pytam go się na jaki to zakłat tę kolektę zbiyra, jeżeli na katolicki cy na Wanielicki; powiada ize na Wanielicki, ja mu mówię to nie dam nic bo nas Wanielicy jesce prześladują a my katolicy ich mamy spieracz, oni nas tes nie spomagają, a on mi mówi i pokazuje iże ma od sołtysa pozwolenie, ja mu odpedam ize sołtysi niechtorzi sami nie wią na co podzwolą, i wyleczan z izby jakby go co wytrzasło; tak kochani czytelnicy gdy taki zbierać przyidzie pytajczie się przodzi na jaki zakład zbiera, a ky was w domu nie ma, to się niech żony pytają, a niedawacz innym wyznaniom ktorzi nas katolików mają jak sól w oczach, a pouczajmy tes tych chtorzi nic nie czytają.

Korespondencyę tę, która »Katolikowi« nadesłaną została aż z pod Opola, podajemy w niepoprawionej pisowni, ale niech nikt nie sądzi aby wszyscy korespondenci tego pisma posługiwali się tak zawikłaną. Owszem, wielu z pomiędzy nich pisze poprawnym językiem polskim, tak że redakcya może je drukować bez zmian. Co się zaś tyczy korespondencyi takich, jak powyższa, to bez poprawek nie mogą one oglądać światła dziennego. Ale wszystkie te korespondencye, źle czy dobrze pisane, zużytkowywane są przez redakcyę »Katolika« która przy ich pomocy, trzyma że się tak wyrazimy dłoń na pulsie potrzeb całej prowincyi. I jest też skutkiem tego »Katolik« dokładnym wyrazem wszystkich Szląska Górnego potrzeb.