Strona:Na Sobór Watykański.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Na to „zasadnicze“ zagadnienie, jaki materjał, męski czy kobiecy, przyniesie więcej chluby ołtarzowi, odpowiem, cytując fakt bynajmniej nie odosobniony z głębi Rosji:
Chłop, spity wódką, szedł obok plebanji popa. Naraz staje, nie chce dalej iść.
Pojdi! — wzywają go koledzy. Batiuszka toże pjan!
Nie pojdu! — odpowiada. Batiuszka tak batiuszka. No wot matuszka obiżajetsa. Nielzja!
I nie poszedł pod oknami popa. Bał się „matuszki“ — popadji, która i w mężu-kapłanie i w parafji musiała tępić pijaństwo.
A Kościół rzymsko-katolicki z karygodnym uporem widzi wciąż w kobiecie tylko „grzeszne ciało“, „zwodniczą syrenę“... I odsuwa ją od ołtarzy, uszczupla świętą pełność jej praw, kodeksem swym ją upadla, gdy ona chce ołtarza dla siebie i dla swej dzieciny, bo jej się to zaprawdę należy.
Wart, zaiste, żeby ręka jakiej rozumnej kobiety wymierzyła jego prawodawcom i przedstawicielom — policzek! —
Mam jeszcze żywo w pamięci historję jednej pani, wysoko wykształconej i religijnej kobiety, której syn zapragnął wstąpić do seminarjum na księdza. Namawiał go do tego jeden znajomy prałat, chłopiec też miał ochotę. Ale kochał matkę i nic nie przedsięwziął nigdy bez jej aprobaty. Zwierzył się jej zatem ze swego zamiaru.
Popatrzyła mu prosto w oczy.