Strona:Na Sobór Watykański.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stóp, opiera swe dłonie na księgach swych praw i mówi do niej z akcentem proroka: „Quid ultra debui facere vineae?“ „Cóż więcej miałem uczynić dla winnicy twej duszy, a nie uczyniłem?“
Istotnie, wiele, bardzo wiele zawdzięcza kobieta Chrystusowi i chrystjanizmowi, reprezentowanemu najwydatniej w Kościele rzymsko-katolickim. Bóg ubogacił jej duszę w skarby bezcenne, z nieba i ziemi, z wyżyn, gdzie gwiazdy chodzą i z padołów kwitnących kwiatami. Wprowadził ją w świat, na jej sercu położył jego dzieje i rzekł do niej ukazując dni przyszłe:
„Idź ku nim ufna — i bądź błogosławiona!“
Aliści poziomy instynkt, brutalna przemoc fizyczna starszego towarzysza jej losów, odebrały jej z wiekami niemal wszystko. Zamilkł głos błogosławieństw, który miał przemawiać i śpiewać ludom z jej duszy. Aż zstąpił Chrystus, dotknął jej warg i serca i kazał znów być błogosławioną. Uchylił czoła przed jej majestatem i przemówił do niej imieniem Matki Boga. A w usta swych apostołów, do serca swego Kościoła kazał włożyć i wpisać na wieki słowa władcze, boże: „Niemasz u Boga mężczyzny, ani kobiety, jest tylko człowiek,“ Posłuszny Kościół, niosąc w ramionach postać Niepokalanej Dziewicy, Matki Chrystusowej, ruszył w dzieje jak burza majowa, walcząc o prawa, o godność kobiety.
Wywalczył dla niej wiele, zaiste, bardzo wiele. Ale jej nie dał wszystkiego. Owszem,