Strona:Na Sobór Watykański.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mocy praw a do jurysdykcji papieskiej. Połączmy te wszystkie morgi i włóki w jedno terytorjum. Toż to potężna Rzplita z tegoby powstać mogła! Papież tem rozporządza, o te kawałki ziemi, jak o swoje, z rządami odnośnych państw się układa, jakby je z danego państwa wykrawał i tworzył swoją własną, zszywaną i łataną, monarchję. Już z tytułu tych tylko posiadłości mógłby papież, nie troszcząc się o dominjum rzymskie, zasiąść w rzędzie książąt i królów. Toż to przecież królewska włość, na której wykupienie możeby zabrakło pieniędzy najbogatszym tego świata. Ale z tego tytułu papież wcale nie jest potęgą. Przyjdzie nowy Garibaldi i przemocą zabierze te posiadłości Kościołowi, jak tamten zabrał dominjum św. Piotra, i papież wraz z Kościołem ujrzy się z sakwą żebraczą i o kiju pielgrzymim, ogołoconym ze wszystkiego, a jednak jak był tak pozostanie jeszcze większym potentatem sumień. I on i każdy ksiądz, stojący pod jego wielką komendą na całym globie, znajdzie łyżkę ciepłej strawy w każdym domu katolickim. Tam jego „dominium Petri“. I powiedziećby można, że wszystkie dominja, posiadłości, należące do katolików, to „nativum dominium sancti Petri“. Złączyć je razem — to o podobnej monarchji nawet Napoleon nie marzył. Od bieguna do bieguna! —
Polityczna więc potęga papiestwa i mocarstwowe stanowisko Watykanu nie płynie wcale pierwszorzędnie z państwa kościelnego, Gdy-