Strona:Na Sobór Watykański.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wyrobu dogmatów, ani po to, żeby w świat wprowadzić despotyzm głupstwa i absurdu, ale po to, żeby skołatanym ludzkiemi błędami głowom, duchom targanym wątpliwościami w najzawilszych zagadnieniach, w kwestjach najwyższych i wiecznych, dać sternika ze swego ramienia i z echem mocnym Swego Głosu: „Zaprawdę, zaprawdę, mówię wam... Przeminą niebiosa i ziemia, ale Słowa moje trwać będą“. Rozbitą już i tak ludzkość jeszcze bardziej rozbija na atomy, kto broni jej, kto jej zakazuje przyjąć otwartem sercem ów dar Chrystusowy: nieomylny prymat Watykanu.
Istnieje mnóstwo herezyj i mnóstwo wśród nich uprzedzeń, niechęci, przeciwko jednemu centrum religijnemu świata, a rzecz dziwna wszyscy dziś tęsknią za programową myślą, za wieczernikowem pragnieniem Zbawcy: aby wszyscy byli jedno. Szczególniej mocno dziś Anglja pod Halifaxem się budzi, I jest mnóstwo prób przekonywania czytelników Biblji, że teksty najwyraźniej papieskie takiemi nie są, choć prosty Maćkowy rozum odrazu to widzi. Jabym sądził, że najpierw, jeśli kto chce poczernić okulary i nic nie widzieć, to na to żaden optyk nie poradzi, a powtóre że Chrystus, gdy coś mówił, to wiedział co mówi. Nie bredził w malignie. I jeżeli nazwał Piotra (przenośnie) opoką swego Kościoła, to Piotr opoką, oparciem moralnem dla Kościoła był i pozostał. Piekło się przecież organizuje i zamyka w jednolite bramy, najzwyklejsza banda ma swego herszta,